Wyglądało to w ten sposób, że do tygielka (takiego metalowego naczynia, najlepiej miedzianego) wsypuje się drobno zmieloną kawę i zalewa się miarką wody. Pan Michał umieszczał to w rozgrzanym piasku (w domu można na palniku) i czekał aż mieszanka "podejdzie do góry", ale nie zagotuje się. Później przelewa się do filiżanki, czeka się ok 20 sek. i można pić. Kawa jest wyrazista,gęsta. "Fusy" opadają na dno, a te co pozostają w kawie nie przeszkadzają w jej piciu.
Inną metodą jest metoda z dripa. Podeszłam do niej sceptycznie (kawa wyglądała bardziej jak herbata), ale pozytywnie się rozczarowałam i stanę się jej fanką. W dripie umieszcza się bibułę, zwilża się ją gorącą wodą, wsypuje zmieloną kawę i zalewa się wodą o temperaturze 90 st.C. Smak zależy od jakości kawy i sposobie jej zmielenia, ma większą paletę. W jednym łyku można wyczuć podobno wiele smaków w zależności gdzie i jak kawa była uprawiana, ja na razie czuję goryczkę i kwaśność, ale podobno z czasem to się poprawi.
Michał Siwiec w akcji i jego asystentka (fot. z www.facebook.com/bellavita) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz